16 stycznia 2015

Jak pomóc psu w Sylwestra - kilka prostych porad


Dziś przychodzimy do Was z notką o tym jak udało nam się przeżyć noc Sylwestrową. Wiem, wiem, już prawie 2 tygodnie po ... ale musicie nam wybaczyć, gdyż oprócz psa na głowie mamy jeszcze  firmę a nawet dwie, dwójkę niesfornych czasem nastolatków oraz kota :). Koniec i początek roku to dla nas okres, kiedy właściwie brak jest czasu na WSZYSTKO. Jednak mam nadzieję, że gdzieś za rok odszukacie notkę na blogu i stanie się ona Wam pomocna.

Jak większość psich opiekunów obawialiśmy się, jak to będzie z naszą Terrierystką w tę noc. Moje osobiste obawy były  uwarunkowane poprzednimi doświadczeniami z psami, które posiadałam. O ile nasz już nieżyjący [*] bernardyn Baron absolutnie miał pod ogonem  to, że gdzieś, ktoś strzela, to maleńki również nieżyjący [*] pudel toy o imieniu Rosa, na sam huk fajerwerków chował się w szafce pod zlewem i wciskał za armaturę. Pamiętam, jak nie raz mama wzywała w tę noc pana hydraulika, aby rozebrał zlew, by uwolnić maleństwo. Wtedy jeszcze o psim lęku i behawioryzmie nie wiedziałam kompletnie nic. Pies się miał prawo bać i nikogo to nie dziwiło - miał prawo się bać i tyle.
Nie jestem alfą i omegą z dziedziny kynologii, ale swoje poczytałam, swoje poobserwowałam i swoje już doświadczyłam. I notkę tę oprę na własnych przemyśleniach.

Na samym początku zaczęłam się zastanawiać, dlaczego dwa psy tak skrajnie zachowują słysząc, huk, strzały i fajerwerki. Jeden prawie nie reaguje, a drugi jest tak wystraszony, że szuka schronienia gdziekolwiek. Uwierzcie mi, że to nie za sprawą postury psa. Nie raz widziałam bernardyna, który był przerażony podobnie jak mój pudel. Mam nadzieję, że nie wciskał się właścicielom do szafki pod zlewem :) - przy tej wadze potrzebne by było całe pogotowie kanalizacyjne :P. Widziałam też pudle, co w tę noc smacznie śpią pod stołem. Doszłam do wniosku, że to jak pies przeżywa noc sylwestrową w bardzo dużej mierze jest uzależnione od tego, jak zachowują się opiekunowie wobec psa w ten wieczór. Sami często jesteśmy sprawcami tego, że nasz pies się boi strzału, huku i głośnych pisków itp.
A dlaczego? Już wyjaśniam :) Czy nie macie przypadkiem tak, że im bliżej Sylwestra bardziej uważnie obserwujecie swojego psa, jak reaguje na huki i strzały? Założę się, że tak właśnie jest i to nie jest jeszcze nic złego, normalnym jest rzecz, że chce się zobaczyć reakcje psa. Ważniejsze jest to, co się dzieje potem :). Jedni rzucają wszystko i lecą wystraszonego psa przytulić, pocieszyć, pogłaskać, dodać otuchy jak zwał tak zwał i tak było z naszą Rosą. Drudzy zachowują się tak, jakby nic się nie stało i takiego zachowania doświadczył Baron. Ci pierwsi nieświadomie uczą psa, że coś złego się dzieje (bo opiekun dziwnie się zachowuje), mało tego nagradzają go za strach  (np.głaskaniem), a jak wiadomo pies uczy się na pozytywnych wzmocnieniach, drudzy zaś pokazali psu, że strzał to nic takiego strasznego bo sami są spokojni :).

Mając na uwadze powyższe sumiennie się do Sylwka wraz z AGĄ przygotowywaliśmy i ogłaszamy: 

SUKCES !!!

Obeszło się bez większych problemów, medykamentów i paniki. A oto przepis jak tego dokonaliśmy:

Od dobrych dwóch tygodni przed "straszną nocą" słuchaliśmy sobie (podczas zwykłych domowych czynności) na You Tube przeróżne dźwięki typu huki, strzały, fajerwerki, z różnym nasileniem głośności, czasem cichutko, czasem głośniej, czasem na cały regulator i kątem oka obserwowaliśmy psa, jak reaguje. Widać było lekki strach, wyprostowany ogon, czasem podkulony, położone uszy i nerwowe chodzenie po mieszkaniu :) ignorowaliśmy to, gdyż pies doskonale sam się uspokajał po chwili i dopiero wtedy dostawał nagródkę, dosłownie w takim momencie, kiedy widać było, że strach minął, ogon biega z lewej na prawą i uszy powstały :). Trening domowy polegał też na tym, że kiedy tylko włączaliśmy ścieżkę dźwiękową z nocy sylwestrowych, zaczynaliśmy z psem szaloną zabawę szarpakiem i aportowanie, które Terrierystka wręcz uwielbia :). Po pierwsze, aby odwrócić uwagę od huków, a po drugie aby zbudować skojarzenie, hałas = przyjemność.
Tego roku postanowiliśmy Sylwestra spędzić uroczyście we dwoje i z psem ;) Jako, że mamy możliwość wyboru, gdzie chcemy spędzać ten czas, zapakowaliśmy się do auta i wyjechaliśmy z miasta na wioskę, mając na uwadze fakt i nadzieję , że na wiosce nie będzie, aż takiego wielkiego szału jak w Gdańsku. Ciut się przeliczyliśmy, gdyż na wioskę też dotarła już "cywilizacja". No, może nie na skale wielkiej aglomeracji, ale jednak.
Już na dwa dni przed Sylwestrem tubylcy rozpoczęli świętowanie :(. Przynajmniej, nie trzeba było odpalać laptopa do ćwiczeń :P, które kontynuowaliśmy w domu. Sam spacer odbywał się OBOWIĄZKOWO w szelkach i na smyczy FLEXI, aby AGA choć troszkę mogła się wybiegać. Na co dzień  wychodzimy z nią na krótkiej przepinanej smyczy i spuszczamy  w bezpiecznych miejscach, tym razem jednak postanowiliśmy nie kusić losu i nie ryzykować. I w tym miejscu mógłby się pojawić zarzut, że na FLEXI wyprowadzać psa w ten czas, to też  bardzo zły pomysł i racja :). Tyle, że my całkiem świadomie i trochę tylko przypadkiem zakupiliśmy rozmiar M (chodziło nam o długość linki a nie o wagę) dla psów 8-10 kg, a AGA waży 4kg, więc nie obawialiśmy się, że smycz nie wytrzyma w razie nagłego szarpnięcia. Co do samego spaceru, to nie rezygnowaliśmy z podstawowego treningu, odbywał się tak samo jak zwykle tyle, że "na uwięzi".
No i stało się :). Wracamy ze spacerku i nagle BUUM, pierwszy huk, patrzę, pies lekko zaniepokojony, aczkolwiek stabilny, położone uszy ale macha ogonem, nie jest źle - nagródka do pyska i idziemy dalej. Tego dnia akurat ćwiczyłyśmy przywołanie, więc w nagrodówce zostało jeszcze kilka drobniutko pokrojonych kostek kiełbaski :). Dodam, że na kiełbaskach ćwiczymy jedynie bardzo trudne zadania, na co dzień używamy psich ciastek, bądź karmy. Idziemy dalej, znów huk - nagródka do pyska i tak kilkanaście razy. Na drugim spacerze ZgAGA już była spokojniejsza pomimo huków i petard, szła pewnie, aczkolwiek odwracała głowę w kierunku wystrzału, po czym patrzyła na mnie, dostawała kosteczkę kiełbaski i szłyśmy dalej. W Sylwestra ostatni spacer odbył się koło 20- tej :) W domu dość głośna muzyka, absolutnie żadnego rozczulania się nad "biednym psem", jedynie przy naprawdę głośnych strzałach, podrzucaliśmy nagródkę :). 

Ta noc nie okazała się aż taka straszna. Terrierystka zachowywała się spokojnie, spała, bawiła się z nami jak zwykle i nie trzeba było wzywać hydraulika :). SUKCES!!! A wszystko to zawdzięczamy  drobnym kosteczkom kiełbaski podwawelskiej :) Tyle, że następnego dnia rano, widok jaki zastaliśmy po wystrzale fajerwerku wyglądał mniej więcej tak :)


Ilekroć słychać huk petardy czy strzał jakiś, ZgAGA  przybiega jak na komendę DO MNIE po należną sobie nagrodę :)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz